Rybacy protestują: zaczyna brakować środków do życia

Rybacy protestują: zaczyna brakować środków do życia

Decyzją Komisji Unii Europejskiej od 2019 roku obowiązuje zakaz połowu dorsza z Bałtyku. Jako że było to ważne źródło zarobków rybaków z Polski, powoli pojawiają się głosy protestów. Ludzie stracili źródło utrzymania i nie otrzymali z tego tytułu żadnej pomocy. Jako pierwsi rozpoczęli protesty rybacy z Darłowa.

Rybacy chcą rekompensaty za utratę pracy

Odkąd dorsza nie wolno łowić, lokalni rybacy stracili zdecydowaną większość zarobków. Obecnie, po ponad 2 latach zakazu, wielu rybaków nie ma za co żyć. Jak tłumaczą, nie jest łatwo znaleźć pracę zastępczą dla zawodu, który wykonywało się całe życie.

Kilka dni temu rybacy całą gromadą wypłynęli na redę portu morskiego w trzech miejscowościach: Darłowie, Łebie i Ustce. Zapowiadają, że w przypadku braku reakcji rządu, przeniosą protesty do Świnoujścia i Gdańska.

Według danych pochodzących od rybaków, poszkodowanych jest około 700 właścicieli łodzi rybackich. Wszyscy liczą na pomoc finansową od rządu na czas zakazu połowu dorsza bałtyckiego, który ma obowiązywać 4 lata od 2019 roku.

Zakaz połowu szansą na odrodzenie się gatunku

Współczesne społeczeństwo nie zna umiaru, jeśli chodzi o konsumpcję dóbr. Nasza działalność doprowadziła do kryzysu klimatycznego i znacznego wyniszczenia ekosystemu. Dorsz bałtycki jest obecnie gatunkiem przetrzebionym. Regularne połowy i popularność dorsza na talerzach sprawiły, że ryba ta nie miała szans się odradzać.

W tym konkretnym przypadku decyzję Komisji Europejskiej trudno uznać za nieuzasadnioną. Dorsze potrzebują jeszcze trochę czasu, a według oficjalnego zakazu, ponowny połów dorsza będzie możliwy za 2 lata.

Co ciekawe, rekompensaty wynikające z wprowadzenia zakazu są, ale nie objęły amatorów jednostek sportowo-rekreacyjnych. Rybacy liczą, że uda się to zmienić i są otwarci na negocjacje z władzami.